Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/549

Ta strona została skorygowana.
—   509   —

Na ten widok cały łańcuch żołnierzy zatrzymał się na ścieżce, znalazłszy się nagle w samym środku naszej pułapki.
— Dzień dobry panu — ozwałem się do majora, który siedział na ziemi u nóg Larsena, jak przygwożdżony, i patrzył wokół z przerażeniem. — Zobaczyliśmy się znowu, ale już w innem miejscu. Co prawda, czekaliśmy na pana zbyt długo, bo zbyt długo siedziałeś pan przy wieczerzy w rancho. Smakowała panu zapewne? Daruje nam pan, żeśmy dłużej czekać nie mogli. Było to trochę z naszej strony niegościnnie, ale trudno! tak się okoliczności złożyły, żeśmy stracili cierpliwość.
Major na te słowa przygryzł wargi niemal do krwi, a yerbatero, widząc to, zauważył:
— Biedaczysko tak się ucieszył naszym widokiem, że języka w gębię z tej radości zapomniał.
— Proszę mi docinków nie robić! — ozwał się na to jeniec z oburzeniem. — Odpłacę wam w dziesięcioro każdą obrazę!
— W jaki sposób? — zapytałem. — Przecie pan znajdujesz się u nas w niewoli, i zresztą nie mamy powodu starać się o względy pańskie.
— W niewoli? Co to ma znaczyć? jakiem prawem...
— A takiem, jakiem wy nas prześladujecie.
Na te słowa zacietrzewiony major zerwał się nagle i dobył szabli. Ale w tej chwili skierowałem ku niemu lufę rewolweru, wołając:
— Precz z szablą, bo strzelam!
— Spróbuj pan! Ludzie moi zgniotą was na miazgę!
— Taak? Niech-no spróbują ruszyć się naprzód, a zaraz pierwszy trafiony kulą zawali drogę innym.
— Każę im nawrócić i objechać bagno, a wówczas...
— Nie, panie! Każesz im pan złożyć broń i poddać się dobrowolnie...
— Co? — krzyknął rozwścieczony, — czterystu