położenie stawało się coraz groźniejszem, bo twarda jej skorupa pod ciężarem kilkuset jeźdźców coraz bardziej poczęła się rozpadać, a zamieszanie wśród zamkniętych na niej żołnierzy pogarszało jeszcze sytuacyę. Widząc to, pułkownik, któremu przedewszystkiem chodziło, aby się oddział poddał mu dobrowolnie, począł nawoływać stojących bliżej żołnierzy, aby zawrócili ku niemu, z czego oczywiście skorzystali bezwłocznie. Żołnierze zaś z tej strony poczęli kląć majora na cały głos, nie wiedząc, co z sobą uczynić.
— A więc pytam pana poraz ostatni: poddajesz się pan? — zwróciłem się do majora.
— Wygrałeś pan tym razem — rzekł. — Ale mam nadzieję, że przy najbliższej sposobności odbiję to sobie na was. Obecnie... poddaję się!
— Proszę więc dać znak żołnierzom, aby nawrócili i złożyli broń przed pułkownikiem.
Major uczynił zadość temu żądaniu. Ale ci, którzy byli bliżej nas, w obawie, by na środku ścieżki nie ugrzęznąć w bagnie, nie chcieli zawrócić, a puścić ich na tę stronę nie miałem ochoty, gdyż nasza szczupła garstka nie mogła się im przeciwstawić, a choćby nawet broń złożyli, nie było tu miejsca na większą liczbę ludzi. Dopilnowałem więc, aby się wszyscy cofnęli na przeciwną stronę, poczem pułkownik ze swoimi ludźmi otoczył ich łańcuchem i kazał złożyć broń. Ani jeden z napastniczego oddziału nie uszedł.
Ponieważ ścieżka na bagnie była prawie zupełnie zniszczona i nie nadawała się już do przebycia, zabrałem majora i wraz z towarzyszami okrążyłem bagno ponad rzeką, aby inną ścieżką, którą przedtem prowadził był Gomarra pułkownika, przedostać się na drugą stronę trzęsawiska.
Gdyśmy się tam złączyli z oddziałem pułkownika, major przedstawił się mu i rzekł:
— Służyło panu szczęście tym razem, i mam nadzieję, że pan obejdzie się z nami łagodnie, jeżeli chce, abym ja znowu na drugi raz tak samo się z panem obszedł.
Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/551
Ta strona została skorygowana.
— 511 —