uczciwości, tolerancyi i fanatyzmu, wtedy dopiero zaczynają zajmować, a po przeczytaniu tak pisanych książek doznaje czytelnik wrażenia, że to wszystko osobiście przeżył i dokładnie poznał.
Żądzę poznania takich spraw wywołały w wysokim stopniu w ostatnich latach egzotyczne wojny i przewroty społeczne. Jak wszędzie, tak i u nas wzmógł się popyt za książkami, któreby w sposób zajmujący przedstawiały inne światy i ludzi. Ale cóż dawano u nas tym szerokim warstwom czytelników? Szerloków Holmesów, Buffalo-Billów, Żaki Teksasów i inne tym podobne „utwory“ literatury brukowej, które poza chwilowem zajęciem nie zostawiały nic, prócz niesmaku z powodu swojej głupoty, nieprawdopodobieństwa, niedorzeczności psychologicznych, niemoralności i wszelkiego braku wartości naukowej. Toteż, kiedy przed trzema laty niespełna ukazały się pierwsze zeszyty tygodnika „Przez lądy i morza“[1] z zapowiedzią uzupełnienia tego braku w naszej literaturze, powitano je zarówno w kołach czytelników, jak i w prasie, z wielkiem zaciekawieniem i życzliwością, a dziś, kiedy przed nami leży już dwadzieścia grubych tomów tego wydawnictwa, stwierdzić należy, że „Przez lądy i morza“ nie zawiodły nadziei. Nie są to niestety dzieła oryginalne, bo niema takich w naszem piśmiennictwie, ale wydawnictwo, odczuwszy prąd czasu i zrozumiawszy widocznie jego potrzeby, wybrało na początek z literatury zagranicznej to, co się najlepiej nadawało do tego celu, t. j. powieści po dróżnicze Karola Maya.
Pisarz to za granicą bardzo znany, a jeden z najpoczytniejszych. Przez zupełnie oryginalne traktowanie przedmiotu stworzył osobny typ powieści, które w formie niesłychanie zajmujących zdarzeń dają z nadzwyczajną wiernością kolorytu i plastyką olbrzymi materyał geo- i etnograficzny. Powieści te, rozchwytywane w lot w oj-
- ↑ Wychodzi we Lwowie, plac Maryacki L. 4 (Hotel Europejski).