Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/57

Ta strona została skorygowana.
—   45   —

Prócz wiele znaczącego grymasu lekceważenia? i nienawiści, nie dał mi na to żadnej odpowiedzi. Służący, któremu kazałem otworzyć sobie furtę, poprowadził mię aż na miejsce, nic nie mówiąc, i dopiero, gdy drzwi stanęły otworem, zapytał urągliwie z ukłonem:
— Więc opuszcza pan łaskawie nasz dom? czy jednak przypadkiem nie schował pan czego do kieszeni? W takim razie...
Co byłby w takim razie uczynił, nie dowiedziałem się już wcale, bo otrzymał ode mnie na pamiątkę tak siarczysty policzek, że zatoczywszy się kilka kroków, rozciągnął się na ziemi, jak długi. Przypuszczam, że od tej chwili odechciało mu się raz na zawsze stawiać gościom podobne pytania.
Nie troszcząc się o to, w jakim stanie go pozostawiam, zatrzasnąłem furtę i poszedłem ku miastu. Trzymałem się — rzecz prosta — środka ulicy w obawie przed zasadzką.
Wkrótce przekonałem się, że ostrożność moja była uzasadnioną, bo usłyszałem w pewnej odległości za sobą po prawej stronie drogi śpieszne kroki dwu ludzi. Zboczyłem na lewo w cień drzew, a po niejakimś czasie obejrzawszy się, zobaczyłem umykającą szybko przed jakimś mężczyzną postać kobiecą.
— Ratunku! — wołała głosem rozpaczliwym i drżącym. — Na miłość boską, ratujcie!
Oczywiście wysunąłem się z cieniu na środek drogi, a kobieta podbiegła ku mnie, błagając:
— Panie, ratuj! patrz! ten łotr ściga mię!... nie mam siły już uciekać!...
Mężczyzna, spostrzegłszy mnie, zawrócił co rychlej w kierunku, skąd przybył, i widziałem tylko jego plecy.
Napastowana kobieta, ubrana z miejska, miała na głowie, zamiast kapelusza, hiszpańską woalkę, która podczas ucieczki zsunęła się jej nieco na ramiona, i w świetle księżyca ujrzałem śliczną twarzyczkę dziewczęcia.
— O, sennor! — ozwała się dziewczyna, oddy-