z twojej strony, bo świadczy o niewdzięczności za okazaną ci przeze mnie opiekę.
Westchnęła głęboko, nic na to nie odpowiedziawszy.
Gdyśmy się zbliżyli do chaty, we drzwiach ukazał się jakiś człowiek, stając na progu z ukrytą poza sobą lampą. Na głowie miał chustkę, jak każdy gaucho. Twarzy nie mogłem w cieniu rozeznać.
— No, nareszcie jesteś! — rzekł ponuro. — Babcia myślała, że nie doczeka się już lekarstwa...
— To ty, wuju? — zapytała zdziwiona. — Cóż tu robisz o tak późnej godzinie?
— Niepokoiłem się o chorą... Ale... widzę, że nie jesteś sama. Od kiedyż to moja pieszczotka pozwala mężczyznom odprowadzać się do domu po nocy?
— Napadł na mnie jakiś rabuś, i na szczęście ten sennor obronił mię. Poproś go do chaty, aby mu babcia osobiście za to podziękowała.
„Pieszczotka“ odgrywała swą rolę tak, jak ją nauczono, chociaż wiedziała dobrze, że się to na nic nie zda. Widocznie nie umiała się zdobyć na żaden inny dowcip.
— Owszem — odrzekł wuj. — Proszę, sennor, do chaty! Jesteśmy ci wdzięczni z całego serca...
Ustąpił na bok, by zrobić dla nas miejsce do przejścia we drzwiach, i w tej chwili strumień światła padł na jego twarz. Poznałem w nim draba, z którym niedawno miałem niemiłe dla niego spotkanie. Teraz zmienił był głos, a chustka na kapeluszu, zawiązana pod brodą, nadawała mu w sylwetce inny zupełnie wygląd.
— Dziękuję, sennor — odrzekłem. — Nie chcę wam sprawiać kłopotu o tak późnej porze. Odprowadziłem sennoritę aż do drzwi mieszkania, bo jej to przyrzekłem. Straciłem na to chwilę czasu i teraz muszę się śpieszyć do domu.
— Ale na momencik może pan przecie...
— No, dobrze, ale tylko na sekundę, by pozdrowić chorą. Czy jest u was jeszcze kto taki?
— Tylko mój ojciec i brat, więcej nikogo. Musi pan z nami napić się szklaneczkę wina, zanim nadejdzie
Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/64
Ta strona została skorygowana.
— 52 —