zziajany, jak pies; fatyguję swoich towarzyszów; udaje mi się udaremnić morderstwo... i wkońcu wszystko to ma łotrowi ujść na sucho? Czy słyszał kto coś podobnego! Wyświadczył mi pan wielką przysługę, przez to samo stając się moim przyjacielem, a jeżeli ktoś mojemu przyjacielowi wyrządzi krzywdę lub dybie na jego życie, staje się przez to samo moim wrogiem.
Takie przynajmniej pojęcia i zwyczaje istnieją wśród yerbaterów. Chciano pana zamordować, to tak samo, jakby usiłowano zamordować mnie, mam więc prawo ukarać za to złoczyńcę.
— Gdybym istotnie padł był ofiarą, wówczas miałby pan prawo pomszczenia mię; że jednak żyję i nic mi się dotychczas nie stało, śmiem prosić, abyście draba puścili na wolność!
— Widać to, że pan ze starego kraju... Czy u was, sennor, mordercy otrzymują ordery lub legie honorowe? Sennor, jeżeli puścimy złoczyńcę, to on uczyni wszystko, aby się pomścić na panu za to, że mu się teraz nie udało!
— A niech spróbuje! Wiadome mi są jego zamiary, i dlatego właśnie nie obawiam się go wcale. Zresztą możecie mu odmierzyć na grzbiecie kilka kijów, aby wyznał, kto nakłonił go do zamachu na mnie.
— Dobrze, sennor; postaramy się wydobyć z niego tę wiadomość. Ile mu wyliczyć?
— Tyle, ile trzeba będzie do osiągnięcia zeznania. Skoro jednak powie wszystko, puśćcie go, i niech go moje oczy nie widzą!
Wyszedłem z chaty, by nie być świadkiem dotkliwej egzekucyi, a po dziesięciu minutach wróciłem. Drab leżał na ziemi na środku izby, pokrwawiony, a mimo to, powitał mię szyderczym uśmiechem. Nie przyznał się do niczego, a podczas egzekucyi nie krzyczał nawet.
— Co robić, sennor? — zagadnął mię Monteso. — Nie wydobyliśmy z niego nic, a gdyby ponowić jeszcze próbę, wyzionie ducha.
Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/70
Ta strona została skorygowana.
— 58 —