— Widać to — zaśmiałem się, wskazując butelki z winami. — Jeżeli i potrawy, które spożywacie, odpowiadają temu napojowi, to chciałbym sam zostać... yerbaterem.
— Bo też istotnie nie jest tak źle z nami, jakby kto sądził z pozorów. Mam nadzieję, że pozna pan bliżej nasze życie i że niejeden raz zejdziemy się przy stole tak, jak teraz.
Odkorkował kilka butelek, napełnił szklanki i trącił się z nami „na pomyślność nowo zawartej znajomości“. Po chwili zaś wydobył z zanadrza grubo wypchany portfel, a wyjąwszy zeń banknoty, rzekł:
— Pozwoli pan łaskawie, że mu oddam zaciągnięty dziś dług. Wprawdzie zobowiązałem się zwrócić go dopiero po upływie roku, ale ponieważ, pożyczając od pana pieniądze, bynajmniej ich nie potrzebowałem i tylko pozwoliłem sobie na żart, który mi pan zechce wybaczyć, więc, rozumie się, mogę pominąć umówione warunki. Nie jestem bowiem wcale tak ubogi, za jakiego się panu wydałem. Gdyby jednak nie to mylne o mnie mniemanie, nie byłbym doświadczył pańskiej szlachetności i nie bylibyśmy się ze sobą zaprzyjaźnili, co mi przynosi niemały zaszczyt. Może tam, w starym kraju, jest wielu ludzi szczerych i dobrych; u nas jednak są oni rzadkością. Dlatego to, poznawszy pana, odrazu przylgnąłem do niego całem sercem i opowiedziałem o nim swoim towarzyszom, którzy niemniej ode mnie są panem zachwyceni.
Słuchałem wyznania tego z ukrywanem zdziwieniem. Zestawienie zwłaszcza niektórych faktów nie mogło mi się pomieścić w głowie. Więc też zapytałem mimowolnie:
— Ależ, sennor, jeżeli nie jesteś w potrzebie i posiadasz stanowisko tak niezależne, to dlaczego zachowywałeś się wobec tego pyszałka Tupida z przesadną uległością. Czy szło panu istotnie o tę kwotę, której żądał od pana?
— Ech, nie, sennor. Chciałem go tylko podejść.
Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/73
Ta strona została skorygowana.
— 61 —