Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/77

Ta strona została skorygowana.
—   65   —

Chaco? Okolica to ogromnie ciekawa, i jeżeli uda się pan z nami, to przedstawię mu owego sendadora, którego właśnie chcę panu bardzo gorąco polecić na przewodnika w pańskiej dalszej podróży. Oczekuje on tam na nas, bo mamy przedsięwziąć bardzo ważną sprawę.
— Mógłbym się dowiedzieć, co to za sprawa?
— Hm! — mruknął, — właściwie jest to tajemnica; ale możemy ją panu powierzyć z zastrzeżeniem, że pan nas nie wyśmieje.
— Cóż znowu!... ja, nie znający wcale tutejszych stosunków, miałbym was wyśmiać?
Yerbatero spojrzał po swoich towarzyszach, a widząc, że kiwają głowami potakująco, pogładził rozczochraną głowę i rzekł:
— Podobno przebywał pan dłuższy czas wśród Indyan na północy i umie się obchodzić z koniem, jako też z bronią. Dzisiaj zaś zauważyłem, że pod względem inteligencyi posiada pan jej więcej, niż my wszyscy sześciu, razem wzięci. Wnoszę stąd, że właśnie towarzystwo pańskie byłoby nam ogromnie na rękę. Zaproponuję panu jedną rzecz, wprzód jednak muszę się zastrzec, że pan z nas nie zakpi i że odpowie zupełnie szczerze.
— Proszę!
— A więc... coby pan uczynił, znając miejsce, w którem ukryto skarb?
— Zwróciłbym na to uwagę prawemu jego właścicielowi...
— Prawemu właścicielowi, mówi pan?... Hm... A gdyby takiego wcale nie było?
— Wówczas zabrałbym skarb dla siebie.
— Czy ma pan znajomość magii?
— Przesąd! Żadna magia nie istnieje, a choćby i była, to wcale jej nie potrzeba do wykrycia skarbu, o którym się wie wszystko.
— Hm... — mruczał dalej, widocznie z przyzwyczajenia, — jeżeli tak, to tem lepiej dla nas. Jest pan