Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/80

Ta strona została skorygowana.
—   68   —

— Przedewszystkiem proszę mi powiedzieć, co pan wie o treści pisma.
— Zaraz to panu powiem. Było dwu Inkasów, którzy wsławili się zwycięstwami na wyżynach. Otóż obiegli oni raz pewne miasto nad jeziorem, a mieszkańcy w obawie przed rabunkiem złożyli ogromną ilość złota do beczek i spuścili je na dno jeziora. Gdy przyszło do ostatecznej rozprawy, mieszkańcy owi wyginęli lub rozproszyli się, a skarby ich pozostały na dnie aż do dziś-dnia, gdyż nikt o nich nic nie wie, i tylko mówią o tym skarbie właśnie owe kipu.
— W jaki jednak sposób zdołano wydobyć te kipu z owego miasta?
— Niektórzy z mieszkańców zdołali uciec w góry i tam urządzili sobie nową siedzibę, wmurowując swe skarby w skały. Niestety, zwycięzcy wytropili ich niebawem i pomordowali. Nie wszyscy jednak wyginęli; jeden z nich był tylko oszołomiony i po niejakimś czasie odzyskał przytomność. Nie widząc już wrogów, udał się na miejsce zburzonej siedziby i tu, w znajomej sobie skrytce, odnalazł frendzie. Niewiadomo, dlaczego z nich nie skorzystał. Może nie znał się na tego rodzaju piśmie, albo inna może jakaś zaszła przeszkoda, dosyć, że drogocenny przedmiot przekazał w spadku swoim następcom, aż przyszły one wreszcie w posiadanie wspomnianej kobiety, która wręczyła je mnichowi.
— Jeżeli to nie jest bajką, to chyba niema już bajek na świecie.
— Więc pan mi nie wierzy?
— Owszem, wierzę panu, ale wątpię, aby to było prawdą, co panu opowiadano.
— Sendador przecie mię nie okłamał.
— Nie przeczę również i temu, ale mógł on sam być mylnie poinformowany. Przedewszystkiem w całej tej sprawie uderza wiele rzeczy nieprawdopodobnych, a powtóre podejrzewam sendadora, jak to już wspomniałem przed chwilą.
— Podejrzewa pan mego starego, poczciwego