stanowił przedsięwziąć, gdy poszukiwania okazały się daremnemi?
— Nie myśli on wcale zaprzestać ich.
— I znowu bez skutku...
— A gdyby... Ma on zamiar wyszukać kogoś, ktoby rozumiał się na załączonych w rękopisie rysunkach, i w tym celu prosił mię, abym za bytności w Montevideo rozejrzał się za takim właśnie znawcą. Zdaje mi się teraz, że go znalazłem.
— Ma pan zapewne mnie na myśli?
— Pana.
— Wobec tego zmuszony jestem oświadczyć, że się pan myli. Nie mam ani chęci, ani zdolności do przeprowadzenia waszych zamiarów. Zresztą sprawa niebardzo jest czysta. Dlaczego mianowicie sendador sam nie szuka odpowiedniego dla swych celów człowieka, lecz obciąża pana swemi zleceniami, sam nie wychylając nawet nosa z dzikich, odwiecznych lasów? Mnie się zdaje, że, gdyby się tylko pojawił z tem między ludźmi, zwróconoby przeciw niemu silne i niepożądane dla niego podejrzenia. Pan, jako osoba trzecia, możesz się wywinąć ze wszystkiego. Ale inaczej byłoby z nim.
— Gdy się pan z nim zobaczy osobiście, wyjaśni on wszelkie wątpliwości w tej sprawie.
— I cóż z tego? Cóżbym wówczas mógł zrobić? Zawrócić z drogi byłoby dla mnie zapóźno.
— Będzie pan mógł każdej chwili odłączyć się od nas bez żadnej przeszkody.
— Dziękuję! sam jeden wśród dzikiej puszczy, albo gdzieś na pustyni Gran Chaco!
Monteso wetknął wszystkie palce w terchatą czuprynę i ozwał się zakłopotany:
— Widzę, że nie będziemy mieli z pana pociechy! A szkoda! wielka szkoda! Chyba, że pan da się jeszcze przekonać i pojedzie razem z nami...
— Powtarzam: proszę nie liczyć na mnie w całej tej sprawie, bo nic wam na rachunek jej nie obiecuję.
Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/83
Ta strona została skorygowana.
— 71 —