nadziei uzyskania czegokolwiek. Bo kto wie, jak taka afera skończyć się może...
— A więc nie przyłączy się pan do naszej wyprawy?
— Owszem! pojadę z wami, nie zobowiązując się jednak do niczego.
— Wspaniale! cudownie! — krzyknął yerbatero, a twarz rozpromieniła mu się radością. — Porozumieliśmy się nareszcie!
— Niech pan nie bierze sprawy tak gorąco... Nie skarb wasz uśmiecha mi się, ale co innego, mianowicie podróż razem z wami w dzikie okolice. A że jestem tu zupełnie obcy, uczynię tak, jak ów człowiek, który, chcąc prędko nauczyć się pływać, wskoczył w wodę w najgłębszem miejscu. Jeżeli zatem chcecie mię wziąć ze sobą, pojadę z wami. Ale mam pewne zastrzeżenia...
— Owszem, proszę je wyjawić, a zastosujemy się do nich w zupełności — rzekł Monteso, uradowany, że nareszcie upewnił się, iż będę im towarzyszył.
Tu dodam nawiasem, że później dopiero doświadczyłem niezwykłej jego dla mnie życzliwości, która z każdym dniem wzrastała, czyniąc w nim prawdziwego, szczerego przyjaciela w powodzeniu i niepowodzeniu.
— Właściwie stawiam tu tylko jeden-jedyny warunek — odrzekłem. — Kto weźmie udział w wyprawie?
— My wszyscy, jak tu jesteśmy, oraz sendador. Co do nas sześciu, których tu widzisz, sennor, to wszyscy pracujemy razem od szeregu lat, zżyliśmy się więc, przyzwyczaili nawzajem do siebie, i ciężko byłoby rozstać się nam kiedykolwiek. A może pan być pewien, że są to ludzie dzielni, którym można zaufać i którzy umieją milczeć, gdy tego zajdzie potrzeba, więc tajemnica nie wyjdzie poza obręb naszego kółka.
— Otóż chciałem się zastrzec w tym właśnie względzie. Wymagam jak najściślejszej dyskrecyi w rzeczach, które wskażę. Przyznałem się naprzykład wobec was otwarcie, że podejrzewam sendadora. Owóż w na-
Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/85
Ta strona została skorygowana.
— 73 —