Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/87

Ta strona została skorygowana.
—   75   —

— Ależ, sennor, to byłoby rzeczą ogromnie niepraktyczną. Proszę wziąć pod uwagę różnicę między tamtejszymi a tutejszymi warunkami.
— Jeżeli idzie o ubiór, to różnicy niema prawie żadnej. Karabin mam własny i wypróbowany, oraz lasso i bola, a brakuje mi tylko siodła i... konia!
— Postaram się o jedno i o drugie, sennor.
W tej chwili wszedł jakiś nowy gość, pozdrowił uprzejmie obecnych i usiadł przy najbliższym od nas stoliku, biorąc się skwapliwie do butelki. Ponieważ obrócony był do nas plecyma i zajął się czytaniem gazet, można było sądzić, że jesteśmy mu zupełnie obojętni, i dlatego nie mieliśmy powodu zmieniać tematu rozmowy.
— Którędy pojedziemy? — spytałem.
— Wpoprzek Uruguayu i Entre Rios do Parany, a potem rzeką do Corrientes, stamtąd zaś musimy zboczyć na lewo w kierunku Chaco.
Pierwszy etap tej podróży był taki sam, jaki mi doradzał Tupido, i to mię zastanowiło.
— Dla pana oczywiście podróż ta będzie trochę uciążliwa — ciągnął yerbatero, — i dlatego urządzimy częstsze i dłuższe przestanki, aby pan nie odczuwał zbytniego zmęczenia.
Z tych słów można było sądzić, że Monteso miał mię za delikatnego i nieprzyzwyczajonego do niewygód podróżnika. Postanowiłem więc wyjaśnić mu tę sprawę:
— Nie krępujcie się mną zbytnio, panowie... Jeżdżę znakomicie konno i nie brak mi wytrwałości na trudy.
— Wiem, wiem... — uśmiechnął się Monteso. — Pierwszy dzień w takiej podróży mija jako-tako, drugiego dnia krwawią nogi, na trzeci powstają formalnie rany, no, i nie pozostaje nic innego, jak tylko położyć się na parę tygodni, aby się to zagoiło... Sennor, aby być dobrym jeźdźcem, trzeba się urodzić na stepie. Jutro dotrzemy nie dalej, jak tylko do San Jose, pojutrze do Perdido, a potem zboczymy do Mercedes, aby wypocząć dni parę w estancyi mego stryja. Dalszy