Mazowieckiego.
Przeto nie rad do ciebie na biesiadę godzę,
Bo też nie rad na cudzych nogach do dom chodzę.
Próżno mię masz do siebie na wieczerzę prosić,
Wolę chodzić piechotą, niż mię mają nosić.
Mówisz mi, żem ubogi, mówisz, nie mam złota:
Miej ty, chcesz-li, pół świata; dobra prze mię cnota.
Ja wam wierzyć nie mogę, chocia tak mówicie,
Dziś nowe lato, kiedy kożuchy nosicie.
Złota pewnie nie natkasz trzeciej części woru
Z tych gór, co obiecują rado więc u dworu.
Co owo drugi złoto za imienie daje,
Mógłby drożej przepłacić twoje obyczaje
I że godność, co ty masz, mój Górnicki, w sobie,
Bo tej z tobą nie zawrze śmierć okrutna w grobie.
Cnota, dzielność, nauka, te na wieki słyną,
A pieniądze za czasem, miasta i wsi giną.
Acz mu natura wzrostem nieco ukrzywdziła,
Ale go zaś rozumem i cnotą uczciła.
Więc serca k temu dosyć w tak niewielkim ciele,
Z chęcią się rad pokusi o nawiętszą śmiele.