Ty, gdzie rzeczpospolitą bez litości męczą
A kuflami ustawnie głowę sobie dręczą.
Spieszysz się, byś nie zmieszkał też tam wotum swego
Powiedzieć albo kufla ruszyć sosnowego.
Chwalę cię, iż tak pilno masz wszytko na pieci, 5
Jeno proszę, przy żenie nie piastuj mi dzieci.
Nie dziwuj się, Malcherze, gdy się ci tak bracą,
Gdy w rzeczypospolitej i swojej nie tracą.
Bo więc nie barzo takie wotum suche bywa,
Gdy się często sosnowym kielichem omywa.
A iż nie chcesz, bym karmił przy żenie twych dzieci 5
Już ja moje kołyszę, ty swe miej na pieci.
Nie wiem, co mi się stało, mój hrabia, u ciebie,
Tyś mi sam tylko wlazł w łeb, jam zapomniał siebie.
Nie trunek ci to sprawił, ale twoja cnota,
U której droższa dobroć, niż gromada złota.
Lecz masz-li we mnie trunkiem dobroci dobywać, 5
Nie każ-że mi u siebie tylko raz w rok bywać,
Boć mi przydzie przed czasem ujźrzeć się z świętemi:
Będę-li się tak pisał z obyczajmi swemi.
Obiecali mię byli dwa uczcić zwierzyną:
I ja do nich: ali dwie sarnie pod pierzyną.
I to dziwak, co gębę wyższej nosa nosi,
A nas chude pachołki oczyma przenosi.
Lepszy jednak niżli ten, co to z cicha bije,
Bo wnet takiego ujrzą, który wznosi szyje.
Tego to męka wszytka, iż chce być widziany, 5
A miło mu poglądać na jedwabne ściany.