Ojcze, ten grób, w którym leżysz,
I niebo, gdzie to tam bieżysz:
Życzę-ć tego z prawej wiary,
Byś mię tam czekał wiek stary, 10
Bo mam-li prawdę powiedzieć,
Wytrwałbych tu chwilę siedzieć.
Złe z tobą żarty, Kupido szalony,
Ugodziłeś mię w serce bez obrony.
Chocia serca nie widzisz, lecz znasz po postawie,
Żem ci jest nieobłudnie, ale owszem prawie.
Ty, wspomniawszy na wiarę, ratuj mię w niewoli,
W której twarz zawżdy pała, serce zbytnie boli.
A jeśli taż choroba jest także przy tobie, 5
Czemu długo odwłóczysz? radźmy wzajem sobie.
A gdzież on karp, Stachniku, coś go w kojcu chował
Prze mię? czyliś nie na czas w liście zażartował?
Bo i karp z kojca uciekł, ciebie śmierć pojmała,
Czym też nie ladajaką mnie ranę zadała.
Nie ma nic od fortuny, wszytko od godności.
A ty się żmi na sercu, przeklęta zazdrości,
Patrząc, ano godności szczęście usługuje,
Ba, mogę rzec, do samej ziemie aż dudkuje.
Przyjachał do mnie jeden, co się bawi dworem,
Jakom baczył po tętnie iże z pustym worem;
Radby co wykuglował na chudym domaku:
Prostym ci ja człowieczek, łaskawy dworaku.