(„sztarke szikejrim”), o sławnych rozbójnikach; powiastek o przechodzeniu dusz[1] („giłguł”), o czarownicach i czarownikach, o żywych i martwych wodach, o złotych jabłkach i złocistych koniach.
Oprócz tego, musiałem recytować z pamięci, jak papuga, różne kawałki poezyi („mlice”) i wypowiadać o nich najrozmaitsze komentarze i domysły; domysły, których ani ja, ani autor owych poezyi, ani ten, który mi zadawał lekcye, nic a nic nie rozumiał.
Kazano mi się tem wszystkiem zachwycać, mówić z zapałem, jakby w natchnieniu, gestykulować rękami i nogami, mówić ze czcią o tem, jak o tajemnicach zakonu, lub słowach kabalistycznych. Kazano mi oddalać się najbardziej od rozumu i pojmować te rzeczy nie tak jakby rozsądek wskazywał; — to się nazywało literaturą![2]
Mówcie co chcecie, ale gdy ktoś już wyszedł z wieku dziecinnego, to trudno mu wykuwać, wy-