Strona:PL Mendele Mojcher Sforim - Szkapa.pdf/68

Ta strona została uwierzytelniona.

kiwając głową — szczo prawda to prawda, eto ichnie dieło, trascia ich materi!
— Dalibóg nie wiem wcale — odezwała się do mnie matka — zkąd przyszły do ciebie takie rzeczy, takie dzikie marzenia i pusta mowa? Sądzę, że to musi pochodzić z tych książek, które zgłębiałeś tak bardzo. Nieraz przecie mówiłam do ciebie: Srulik, na „kapores” ten cały egzamin! — nie zagważdżaj sobie głowy temi głupiemi książkami, temi waryackiemi bajkami! Czyż to żarty przez tak długi czas powtarzać na cały głos takie dziwne bajki?! Naprzykład o jakimś „słowiku-rozbójniku,” o sławnych rycerzach, którzy wypijali bywało „cały Jordan wódki” i wyrywali z korzeniami wielkie drzewa dębowe tak łatwo jak włosy; o jakimś czarowniku Kościeju, o babie Jadze, o tych, którzy przewracali świat i których konie mówiły jak ludzie; o prababce, co swego prawnuka obróciła w kozła — i jeszcze tym podobne bajdy, co to ni przypiął, ni przyłatał… Jaki, proszę cię, może być pożytek z uczenia się tak pustych rzeczy?…
— Czekaj kochana mamo — rzekłem — a czy w naszych książkach niema podobnych bajek? Czyż mało opowiadałaś mi sama i czy mało słyszałem takich opowiadań od innych? Ileż to mamy powiastek o wilkołakach! giłgułach! Ileż to już kur pieczonych zapiało u nas, u żydów,