Petronela. Nie zapominaj, że to już nie smarkacz żaden, tylko mężczyzna co się zowie.
Kwaskiewicz. I cóż z tego? Chłopczysko wyrosło jak szparag, a pożytku z niego żadnego. Niczem nie jest, nic nie robi.
Petronela. Leonidas nic nie robi! — Jasiu! Jak możesz tak mówić...
Leonidas. Jestem cynnym cłonkiem towarzystwa oświaty ludu.
Petronela (do Lechickiego). Uczy chłopstwo, jak pana szanuję.
Kwaskiewicz. A sam nic nie umie.
Leonidas. Ja pokazę światu, co mozna zrobić z nasego ludu.
Kwaskiewicz. Zrób ty pierwej co z siebie trutniu jakiś — to będzie lepiej.
Leonidas (paląc zapamiętale, deklamuje pompatycznie).
„Lec zaklinam, niech zywi nie tracą nadziei
I psed narodem niosą oświaty kaganiec,
A gdy tseba, niech idą na śmierć po kolei,
Jak kamienie zucane przez Boga na saniec“.
Petronela (zachwycona). Brawo! brawo!
Leonidas. Oświata ludu, to dziś najwazniejse zadanie społecne.
Petronela (do Lechickiego). Bo trzeba panu wiedzieć, że to teraz bardzo w modzie zajmować się chłopstwem.
Leonidas. Ludem, ludem, mamecko.
Petronela. Hrabianka Irena, sama własnoręcznie haftuje szkaplerze dla wiejskich dzieci i uczy je wierszy, a jej brat fotografował się w towarzystwie swoich parobków, jak pana szanuję, na własne oczy widziałam.
Leonidas (pompatycznie). „Z polską ślachtą — polski lud“, jak powiada nas wiesc nieśmiertelny.
Petronela (do Kwaskiewicza). Słyszysz? Jak ty powinieneś być dumnym z takiego syna.
Kwaskiewicz. Że osioł szkół nie skończył, mam być z czego!
Petronela. Jasiu!
Leonidas. Daj mamecko pokój. Tatko notorycnie znany pessymista, nigdy z nicego nie zadowolony, to wiadoma zec!
Petronela. Masz słuszność. Szkoda słów. Chodźmy lepiej do babci przywitać sie.
Leonidas (kłania się). Sanowanie (wychodzi za matką do drugich drzwi na lewo).