Bajkowski. Jakże się miał udać, kiedy żydowskie święta, a myśmy o tem na śmierć zapomnieli.
Lechicki. No, to właśnie dobrze.
Bajkowski. Dyabła starego tam dobrze. Szlachcic bez żyda, to jak bez prawej ręki. Żydów nie było, więc i kupców nie było. Koni multum, szlachty jakby nasiał, a kupować nie miał kto, ani faktorować, bo żydy świętowały.
Kwaskiewicz (popijając mówi z westchnieniem). Oj, te żydy, ja powiadam...
Bajkowski. Do tego jeszcze deszcz lał jak z cebra, że psa ciężko było wygnać. Na rynku pustki powiadam wam, jak wymiótł, na mieście żywego ducha, za to po handelkach, restauracyach, jak w ulu. Bo cóż było robić? Szlachta z desperacyi zapijała się węgrzynem, szampanem, czem mogła — i rżnęła w karcięta na potęgę.
Kwaskiewicz (j. w.). Okropne czasy! (Trąca o kieliszek Bajkowskiego). Twoje zdrowie!
Bajkowski (bierze kieliszek). Bon. Potrzebuję się zakropić, bom zły jak sto tysięcy dyabłów! Koni nie sprzedałem, opuściłem sobie odpust w Jadolinach przez ten głupi jarmark i do tego zgrałem się jak stare skrzypce.
Lechicki. I ty także?...
Bajkowski. Ha, no — cóż miałem robić? Dla kompanii dał się cygan powiesić. Ale ja to jeszcze nic, spłukałem się na jakie 300 blatów i koniec. Ale Rewelkowski, żebyście wiedzieli jak się panie zapalił przy labecie, tak i gotówkę przerżnął, jaką miał przy sobie i powóz i konie i wszystko dyabli wzięli.
Lechicki. Będzie on się miał z pyszna od swej magnifiki.
Bajkowski. Ba, nie prędko on jej się teraz pokaże na oczy. Prosto z jarmarku pojechał z nami na pocieszenie na fetkę do Winogóry.
Lechicki. A cóż tam było w Winogórze?
Bajkowski. O! wielka uroczystość. Łapserdacki zakładał u siebie bractwo wstrzemięźliwości. Zaprosił panie, księży multum, obywateli z okolicy, urzędników z powiatu, słowem urządził uroczystość co się zowie. Przyjęcie było, powiadam wam królewskie, wina w bród i to takiego, że warto mu dać buzi, to też piliśmy nie przymierzając jak szewcy.
Lechicki. A to ładne bractwo wstrzemięźliwości.
Bajkowski. Jakto, albośmy to dla szlachty zakładali to bractwo, to dobre dla chłopów, ale nie dla nas.
Kwaskiewicz. I to wszystko przez tych gałganów żydów. Okropność, ja powiadam.
Lechicki. Oby nam się dobrze działo. (Lokaj stawia kolacyę).
Strona:PL Michał Bałucki-Ciężkie czasy.djvu/16
Ta strona została uwierzytelniona.