gentelmeni, a nie tak, jak pan postąpiłeś sobie ze mną. Służącej w ten sposób się nie oddala, a nie dopiero mnie. To było niegodziwie, mój panie, nikczemnie.
Juliusz (wybucha gwałtownie). Natalka milcz — bo...
Natalka (cofa się do okna). Czy mam zawołać moich obrońców?
Juliusz (ogląda się niespokojnie i mówi na stronie). Ha, co za fatalne położenie (głośno). Więc ostatecznie idzie ci o pieniądze.
Natalka. Spodziewam się. Przecież nie o twoją miłość.
Juliusz. Więc ileż chcesz?
Natalka. Ile? (po chwili namysłu). Ponieważ nie jesteś ani hrabią, ani bankierem, tylko zwyczajnym sobie szlachetką, więc żądam tylko trzy tysiące.
Juliusz (dobitnie). Trzy tysiące guldenów!
Natalka. No, przecież nie krajcarów!
Juliusz. Zwaryowałaś?... Trzy tysiące? Za co?
Natalka (z lekceważeniem). No daj dwa, żeby raz skończyć, bo mnie już nudzi ta cała historya.
Juliusz (po chwili namysłu z rezygnacyą). Dobrze, dam, ale później, teraz nie mogę, nie mam.
Natalka. Obiecanki cacanki, nie ma głupich. (Siada).
Juliusz (niecierpliwie). Klnę ci się na wszystko, że nie mam.
Natalka (bawiąc się parasolką). To daj mi weksel.
Juliusz (po namyśle). Pal cię licho, dam (nadsłuchuje). Cicho, ktoś tutaj idzie. Wejdź tymczasem do tego pokoju (wskazuje pierwszy pokój na lewo). Ukryj się tam. Za chwilę przyniosę ci weksel.
Natalka. Cóż ja się mam chować? Albom ja to kogo zabiła, albo okradła?
Juliusz (błagalnie). Natalko, bój się Boga, zgubisz mnie. Tu idzie o moją reputacyę. Zrobię wszystko, co zechcesz, tylko ukryj się.
Natalka (śmiejąc się). Jakiś ty zabawny w tej chwili.
Juliusz (nadsłuchując). Natalko, zmiłuj się...
Natalka (idąc powoli). No, idę już, idę... Ale pamiętaj, że ja mam obrońców.
Juliusz. Dobrze, już dobrze. (Popychając ją delikatnie do pokoju, zamyka prędko drzwi i chowa klucz). A tom wlazł w kabałę!... Niech licho porwie. Karol miał racyę. (Ociera pot z czoła i siada zmęczony na kanapie).
Strona:PL Michał Bałucki-Ciężkie czasy.djvu/40
Ta strona została uwierzytelniona.