i zdolności kombinacyjne. Ecouter!... Wyszedłem sobie na spacer po obiedzie, bo to już mój zwyczaj, że zawsze po obiedzie muszę przynajmniej tysiąc kroków promenować — to pysznie robi, hrabia Artur uprawia ten sport od lat kilku i...
Bajkowski. No, no! Do rzeczy! co nam tam do hrabiego...
Kwaskiewicz. Cóż dalej?
Giętkowski. Otóż zapaliwszy cygaro, promenuję po ogrodzie, gdy w tem... słucham... ktoś za sztachetami rozmawia po niemiecku, czysto wiedeńskim żargonem. Uderzyło mnie to... zbliżam się i z poza krzaku bzu, widzę jakichś dwóch jegomościów, ubranych z wiedeńskim szykiem — jeden wyglądał na exwojskowego, a drugi na Stahlmajstra, lub coś podobnego. Qu ’est ce que cela? myślę sobie... Wiedeńczyki tutaj?... Coś mnie piknęło, jakby przeczucie i wyszedłem przez furtkę, która była uchylona. Gdy mnie zobaczyli, przestali mówić i cofnęli się do powozu, który stał opodal. Ale ja nic, śmiało zbliżam się do nich i pytam, rozumie się także z wiedeńska... Panowie nie tutejsi?... Spojrzeli na mnie, jakby się porozumiewali spojrzeniem — i nic nie odrzekli. Więc ja znowu... Panowie może szukacie kogo... jestem tutejszy, mogę panów objaśnić. Oni znowu nic, ani słowa.
Bajkowski (niecierpliwie). Ale mówże u sto dyabłów raz, co odpowiedzieli ostatecznie, bo tego czego nie mówili, tośmy wcale nie ciekawi.
Petronela. Mów pan, mów pan, bo umieramy z ciekawości. Co powiedzieli ?
Giętkowski. Otóż w tem sęk, że nic nie chcieli powiedzieć. Szło im widocznie o zachowanie sekretu. Ale od czegóż dyplomacya. Jak ich zacząłem zręcznie z różnych stron zachodzić pytaniami, wyciągać na słówka, tak w końcu dowiedziałem się, że przyjechali tu w towarzystwie jakiejś osoby, która już poprzednio zawiadomiła tu kogoś o swojem przybyciu, że ta osoba najętym powozem przyjechała tu sekretnie ze stacyi kolei, weszła przez furtkę, przez ogród do dworu i obecnie tu się znajduje.
Aurora (uradowana). No to książę... nie ma wątpliwości...
Leonidas. Jak amen w paciezu.
Kwaskiewicz. Ale dlaczegóż te tajemnice? To ukrywanie się?
Giętkowski. Nie wiem! nie mogłem wybadać. Coś musi być w tem...
Żuryło. Ależ panowie! przecież książę nie szpilka, żeby go można schować do kieszeni, gdyby tu był tobyśmy go przecież widzieli.
Strona:PL Michał Bałucki-Ciężkie czasy.djvu/47
Ta strona została uwierzytelniona.