Strona:PL Michał Bałucki-Ciężkie czasy.djvu/48

Ta strona została uwierzytelniona.

Kwaskiewicz. To prawda!
Petronela. A tu go nigdzie nie ma!
Leonidas. Moze u Julka! — albo w kancelaryi pana Lechickiego.
Bajkowski. Byłem tam przed chwilą, nie ma nikogo.
Aurora. Chybaby u babci.
Giętkowski. Bardzo być może!
Petronela. Czekajcie, pójdę zobaczyć! (Chce iść, w tem słychać hałas w pierwszym pokoju na lewo).
Giętkowski. „Silense (nadsłuchuje). Avez-vous entendu“! Ktoś przewrócił stołek w tamtym pokoju!
Aurora. To mieszkanie Broni, pewnie ona.
Bronia (ukazuje się we drzwiach głównych i mówi do Żuryły.) Panie Żuryło, czy można pana prosić na słóweczko?
Żuryło. Służę ci aniołku (idzie do niej i rozmawiając odchodzą).
Petronela (żywo). A więc nie Bronia!
Aurora. Tylko książę.
Giętkowski. „Attandez“! Zaraz się przekonamy (idzie do drzwi) zamknięte! (tryumfująco). A co?
Kwaskiewicz. Nie ma wątpliwości, tam go schowano!
Petronela (zgorszona). W pokoju córki!
Aurora. „Ti donc!... Schoking“!
Leonidas. Skandaliczne.
Bajkowski (do Giętkowskiego, który zaglądał przez dziurkę). Cóż? widziałeś co.
Giętkowski. Nic. — Dziurka zatkana.
Juliusz (wchodzi z prawej, za nim służący z dużą tacą, na której potrawy i napoje, spostrzegłszy zgromadzonych chce się cofnąć). Odnieś to!
Kwaskiewicz. Dlaczego? Czemuż nie każesz zanieść tego obiadu osobie, dla której go przeznaczono?
Giętkowski. Proszę, cię nie żenuj się. Nie masz powodu robić przed nami sekretu. My wiemy dobrze, kto tam jest. (Klepie go poufale po ramieniu).
Juliusz (stawiając się). Wiec cóż z tego? Jakiem prawem wtrącacie się państwo do tego, co mnie tylko obchodzić może?
Bajkowski. A przepraszam cię, mój Julku, gdyby to była osoba prywatna, to mógłbyś z nią robić co ci się podoba, ale to jest osoba publiczna.
Juliusz (gwałtownie). Bajkowski proszę cię!...
Kwaskiewicz. A jako taka, jest własnością nas wszystkich, i my mamy równe prawa, jak i ty do osoby księcia!