że losy mego Leonidasa w pańskim ręku. (Odchodzi do męża i syna i rozmawia z nimi).
Bajkowski (łapiąc Juliusza, który chciał się wysunąć z pokoju i prowadząc naprzód). Wiesz Julku, ja ich tylko ztąd wyprawię, a ty mnie potem wprowadzisz do księcia. Dobrze? Widzisz, ja muszę koniecznie wypowiedzieć mój afekt serdeczny dla jego osoby, moje przywiązanie, żeby tam w Wiedniu wiedziano, jakie tu serca biją dla nich. (Tłucze się po piersiach). No, cóż? Zrobisz to dla mnie?
Juliusz (zakłopotany). To nie zależy odemnie, muszę pierwej zapytać księcia, czy pozwoli, czy się zgodzi.
Bajkowski. Przedstaw mu gorąco, kto jestem, co dla kraju zrobiłem, jakiem pałam do niego przywiązaniem, a jestem przekonany, że mi nie zamknie drzwi przed nosem. Powiedz mu.
Juliusz (niecierpliwie). Ależ nic nie powiem, jak tak ciągle tutaj stać będziecie.
Bajkowski. Czekaj! Ja ich tu zaraz wyprawię, (gł.) Panowie! Ponieważ książę życzy sobie pozostać incognito, więc uszanujmyż jego wolę, choćby przez cześć, jaką mamy dla jego osoby — i oddalmy się!
Giętkowski. (uroczyście). Wola jego jest dla nas rozkazem. (Cicho do Juliusza). Pamiętaj. (Głośno). Messieurs-allons! (Wychodzi pompatycznie).
Petronela (ściska rękę Juliusza). Matka cię prosi. (Wychodzi z mężem i synem).
Bajkowski (Do Julii). Będę czekał tam w ogrodzie! — (Wskazuje na okno).
Juliusz (Po wyjściu wszystkich). A! nareszcie! (Spotrzega Aurorę i Idalię). Panie tutaj?
Aurora. Idalii się słabo zrobiło!
Juliusz. Bo też tu tak duszno! parno. Świeże powietrze orzeźwi panią. Służę (podaje ramię i wyprowadza obie głębią).
Lechicki (Wchodzi z prawej). Cóż ten Matlachowski naplótł mi jakieś niestworzone rzeczy, że w pokoju Broni jest jakaś dama uwięziona, że wzywała pomocy (próbuje drzwi). A w istocie zamknięte!... Cóż to ma znaczyć? Hej, kto tam jest, proszę otworzyć!
Bronia (wchodzi z lewej). Ojciec! Boże! Pewno się już dowiedział.