Strona:PL Michał Bałucki-Ciężkie czasy.djvu/52

Ta strona została uwierzytelniona.


Juliusz. Cóż miałem robić. Przyszła tu bez mojej wiedzy, Musiałem ją gdzieś ukryć, aby nie zobaczono...
Lechicki. I czegóż chce od ciebie ta kobieta?
Juliusz. Rości sobie jakieś pretensye, żąda wynagrodzenia.
Lechicki. Skoro żąda musi mieć do tego jakieś prawa. Należało zapłacić i wyprawić ją co prędzej.
Juliusz. Nie miałem pieniędzy.
Lechicki. Jak to? A te co wziąłeś za las?
Juliusz. Wszak wiesz ojcze, że byłem we Lwowie.
Lechicki. No, to co?
Juliusz. Podróż — pobyt przez parę tygodni.
Lechicki. I dwa tysiące reńskich?
Juliusz. Musiałem przecież żyć na odpowiedniej stopie, przyjmować u siebie, bywać w klubie.
Lechicki. I dwa tysiące reńskich? I ty chcesz się nazywać praktycznym człowiekiem? Sprzedać las, który był świętą relikwią babki, osłodą jej starości, aby w ciągu paru tygodni roztrwonić te pieniądze na hulanki i parady — to twoja praktyczność! Oddałem ci gospodarstwo, abyś je podniósł i stworzył nowe źródła dochodów, a ty co zrobiłeś? Nic, prócz wielkich projektów i długów. O nic z tego, mój paniczu, wolę ja stary system i od dziś sam znowu będę gospodarował.
Juliusz. Ojciec chciałbyś mnie tak kompromitować wobec ludzi?
Lechicki. Wolę to, niż narażać nasz majątek na ruinę. Naucz się ty pierwej szanować grosza, a teraz przedewszystkiem wypraw mi z domu tę lafiryndę. Powiedz jej, że zapłacę, co żąda, tylko niech mi się wynosi co prędzej. Jeżeli nie zechce dobrowolnie, każę wypędzić, psami wyszczuję.
Juliusz. Ależ zastanów się ojcze — skandal — wstyd!
Lechicki (chodzi wzburzony). Niech będzie. Wstydź się, kiedyś zasłużył na to. (Wychodzi na prawo).
Karol (n. s.). Biedny Julek — trzeba go ratować. (Wychodzi na lewo II-gie drzwi).


Scena piąta.
JULIUSZ, BAJKOWSKI, po chwili PETRONELA, LEONIDAS, KWASKIEWICZ, potem GIĘTKOWSKI, AURORA, IDALIA.

Bajkowski (naprzód zagląda, potem wchodzi) — (cicho). A cóż mówiłeś z nim?
Juliusz (roztargniony). Mówiłem! mówiłem!
Bajkowski. No i cóż powiedział?