Miał nawet już gotowy plan wykreślenia się tanim kosztem, z rzędu ludzi, wałęsających się niepotrzebnie po świecie.
Pewnego dnia, gdy leżał na łóżku rozmyślając nad swojem położeniem, zwrócił jego uwagę gwóźdź sterczący u pułapu. Niegdyś prawdopodobnie ktoś na tym gwoździu zawieszał lampę. Musiało to już być bardzo dawno, bo gwódź ów przy bieleniu zamalowano wapnem, że go prawie znać nie było. Otóż Hulatyńskiemu przyszło na myśl, że możeby nieźle było zamiast lampy, zawiesić siebie. Ta myśl kusiła go.
Wydawało mu się, że to najłatwiejszy sposób pozbycia się życia, a skłaniał go do tego wyboru ów sen o balonie, w którym miał śmierć tak lekką. Gdzieś, kiedyś słyszał, że wisielcy podobno rzeczywiście doznają w ostatnich chwilach takiego rozkosznego drażnienia, jakie czuł wtedy we śnie. A zachodu do tego potrzeba nie wiele. Kawałek sznurka, o co w domu praczki nie było trudno, stół i stołek, po którymby się można dostać w górę i zaczepić sznurek o gwóźdź, — i oto wszystko.