dzieli o jakim człowieku, coby umiał furmanić? — ale na razie takiego nie było.
Kazik, gdy się po powrocie dowiedział o tem strapieniu wujenki, oświadczył rezolutnie, że on umie doskonale powozić, bo nieraz z Tomaszem jeździł do rzeki myć powozik i pławić konie. Była to jednak przechwałka chłopięca. Umiał rzeczywiście chodzić koło koni, a nawet kierować niemi; ale wtedy, gdy Tomasz był przy nim, pomagał i pokazywał. Bez niego trudnoby było malcowi poradzić, bo miał za mało siły i wzrost za drobny do tego.
Pokazało się to zaraz pierwszego dnia, gdy nie opowiadając się nikomu, pobiegł w sekrecie do stajni, żeby zasypać koniom owsa i zrobić koło nich porządek. Konie wygłodzone rzuciły się do niego z taką gwałtownością, że rozsypały obrok, jego samego przewróciły i byłyby może potratowały, gdyby Hulatyński usłyszawszy krzyk chłopca, nie był przybył z pomocą i nie wyniósł go ze stajni, omdlałego z bólu i przestrachu.
Że jednak trzeba było koniecznie, aby ktoś koło koni chodził, więc Hulatyński, nie widząc innego sposobu, zdecydował się sam to zrobić.
Zajęcie takie nie było mu obcem. Był czas, kiedy jeszcze mieszkał na wsi, że bawił się w koniarza, ujeżdżał w czwórki, dobierał sobie po jarmarkach konie do maści, jeździł konno i większą część dnia przepędził w stajni. Wprawdzie wszystkie roboty koło koni wykonywała służba, ale on znał się dobrze na tem co i jak potrzeba zrobić. Łatwo teraz sobie to przypomniał.
Namęczył się i nasapał, bo nie miał sił,
Strona:PL Michał Bałucki-Doróżkarz nr. 13.djvu/046
Ta strona została uwierzytelniona.