Strona:PL Michał Bałucki-Doróżkarz nr. 13.djvu/049

Ta strona została uwierzytelniona.




V.


Gdy Hulatyński, wyjechawszy na rynek, stanął w szeregu fiakrów i z wysokości kozła spojrzał na ludzi rojących się na chodniku, a pomiędzy tymi ujrzał dawnych znajomych, — zdawało mu się, że siedzi w teatrze i patrzy na jakieś ciekawe widowisko. Znając ich sposób życia i niektóre jego szczegóły, mógł z łatwością odgadywać, gdzie śpieszą i po co. I tak np. wiedział dobrze, że stary hrabia Julian, który przechadzał się zwolna po trotuarze, prostując się ile możności i usiłując odmawiające mu posłuszeństwa nogi zmusić do elastycznego chodu, oczekuje tutaj drugorzędnej „naiwnej“ miejscowego teatru, idącej na próbę, aby jej wręczyć bukiecik fiołków; że baronowa Schorstein, okryta czarną salopą w kwiaty, toczy się z torbą wyładowaną książkami do nabożeństwa prosto do kościoła Ojców Jezuitów, gdzie przepędza regularnie kilka godzin dziennie. Tam znowu zobaczył kilku oficerków w ułańskich mundurach, brząkających po bruku szablami z kawalerską fantazyą. Na pewnika wiedział, że wejdą do cukierni, usadowią się przy oknie, i zapijając koniak, będą lustrowali