Strona:PL Michał Bałucki-Doróżkarz nr. 13.djvu/064

Ta strona została uwierzytelniona.

zręczny, że nie miało to wcale pozoru oszczerstwa. Hulatyński słuchał opowiadań Franciszka tak, jak się słucha ciekawych bajeczek z uśmiechem na ustach, i ani się spostrzegł, jak z tych wesołych opowiadań utworzył sobie o majorze wyobrażenie, że to wierutny szubrawiec, którego towarzystwo znosił przez wrodzoną pobłażliwość, dla tego, że nie chciał wywołać zgorszenia wyraźnem odpędzeniem go od siebie.
Zkąd datowała się nienawiść Franciszka do majora? — tego Hulatyński nie mógł wymiarkować. Czy major zawadzał Franciszkowi, czy też ten czuł po prostu do niego antypatyą — dość, że go nie znosił.
Otóż Hulatyński umyślił sobie skorzystać z tej nienawiści swego dawnego służącego i użyć jej teraz przeciw Rąbigoszewskiemu i jego wspólnikom. Aby zaś więcej jeszcze rozjątrzyć Franciszka, ostrzegał go, żeby się miał na baczności przed majorem, bo ten chce go wysadzić z służby.
Nie było to zmyślenie, bo w istocie Hulatyński, wioząc raz Anatola z Rębigoszewskim, słyszał, jak ten radził mu zmienić służącego, malując Franciszka z najgorszej strony i obiecując mu wyszukać innego sługę, z którego będzie nierównie więcej zadowolony.
Ostrzeżenie Hulatyńskiego wywarło skutek. Franciszek wybuchnął oburzeniem.
— To on taki? — zawołał. — To za to, że ja zęby ściskam i nie mówię nic przed panem Anatolem, dla miłego spokoju, — on mi buty szyje za plecami? Dobrze. Popamięta on mnie długo, jak mu przystawię stołka. Niech mój