Zauważył stary klawikorcik, wytarty z politury od starości i ciągłego używania, czarną ceratową kanapkę, duży głęboki fotel przy oknie zaciemnionem fuksyami i geranią, wreszcie stolik nakryty serwetką szydełkowej roboty.
Obejrzawszy te sprzęty podniósł oczy wyżej, i dla skrócenia czasu począł przypatrywać się zegarowi na ścianie, oleodrukom i sztychom.
Naraz zajęła uwagę jego fotografia wisząca nad komodą. Zajęła go do tego stopnia że niedowierzając oczom wstał i poszedł bliżej, aby się lepiej przypatrzyć.
Tak — w istocie to nie było żadne złudzenie. Fotografiia wystawiała jego samego w dawnych czasach, może o dziesięć lat wstecz, a chociaż spłowiała już była od słońca i starości, jednak stosunkowo kosztowne ramy, w jakie była oprawna, oraz honorowe miejsce, na jakim ją zawieszono wskazywały, że była tu ona w wielkiem poszanowaniu, że sobie ją ceniono bardzo.
To go zaciekawiło.
— Zkąd — spytał samego siebie — ta fotografia mogła się znaleść tutaj?
— To nasz dobry znajomy pan Hulatyński — odezwał się za nim jakiś głos pod oknem.
Hulatyński obrócił się żywo w stronę i zobaczył, czego w pierwszej chwili nie spostrzegł, że duży fotel nie był próżny, że siedziała w nim nieruchoma i żółta jak mumia, jakaś skruszona pomarszczona staruszka.
Obecność jej zmieszała mocno Hulatyńskiego, nie przypuszczał bowiem, że ktoś jest w pokoju, nie zachowywał zwykłych środków ostrożności, był więcej sobą. Bał się więc, czy staruszka nie
Strona:PL Michał Bałucki-Doróżkarz nr. 13.djvu/069
Ta strona została uwierzytelniona.