Strona:PL Michał Bałucki-Doróżkarz nr. 13.djvu/072

Ta strona została uwierzytelniona.

koju, i tam położył się na sofie, aby wypocząć nieco. Leżąc tak jakiś czas spokojnie, nieruchomo, zauważył jakiś głos jednostajny, przytłumiony, jakby ustawiczne bręczenie, oraz wązki pasek światła padający przez dziurkę od klucza do przyćmionego pokoju, w którym się znajdował.
Zaciekawiony, co to za głos jednostajny, jak brzęczenie muchy, wstał i zbliżył się na palcach do drzwi, i przyłożywszy oko do dziurki od klucza, zobaczył na tle białej ściany, oświetlonej kuchenną lampką, profil młodej panienki.
Mogła mieć najwyżej lat szesnaście, twarzyczkę miała miluchną, zarumieniona w tej chwili zapałem, z jakim oddawała się nauce, oczy czarne, nad czołem gęsta grzywka, którą powichrzyła nieco rękoma, mając na nich opartą główkę. Uczyła się tak zapamiętale, że cała jej uwaga skupiła się w książce, na którą co chwila spuszczała oczy i podnosiła je znowu do góry, ruszała przy tem wargami, jakby opowiadała sufitowi to, co w książce wyczytała.
Hulatyński przypatrywał się jej z wielkiem zajęciem. To dziewczątko młode, otoczone jakąś świetlaną aureolą niewinności i pracy, dziwny kontrast stanowiło z hulaszczem towarzystwem w salonie, skąd dochodziły go rozpasane śmiechy i wyuzdana wesołość.
Nie poprzestał jednak na roli obserwatora. Przyzwyczajony isć zawsze za pierwszym popędem, wszedł bez ceremonii do następnego pokoju.
Była to właściwie kuchnia. Kucharka nierozebrana drzymała na stołku, oparłszy głowę na