Strona:PL Michał Bałucki-Doróżkarz nr. 13.djvu/075

Ta strona została uwierzytelniona.

się zdala od niego. Siedziała zawsze z oczyma utkwionemi w talerz, nie mówiąc nic i odpowiadając krótko na jego pytania. Gniewało go to, ale zarazem pociągało jeszcze bardziej do niej.
Tak mało przyzwyczajony był do uporu ze strony kobiet, że przeszkoda, którą znalazł na drodze, była dla niego miłą niespodzianką. Zdobyć sobie serduszko tak niedostępne, — to był dla niego rodzaj sportu, wyścig z przeszkodami. Żadna ofiara zrobiona w tym celu nie wydawała mu się za wielką, wysilał też wyobraźnię na sprawianie jej ciągłych niespodzianek, obsypywał ją i Natalią, — bo nie wypadało i tej pomijać, tembardziej szło mu o to, aby ją sobie pozyskać, — więc obsypywał obie prezentami, bukietami, cukrami, woził je na spacer, a wszystko dla pozyskania sobie życzliwości „kopciuszka“, jak Natalia przezywała żartobliwie swoją siostrzenicę. Największą dla niego rozkoszą było widzieć ją zadowoloną, uśmiechniętą. Na każdym kroku dawał jej dowody swojej pamięci i troskliwości o nię — tak, że aż Natalia poczęła zasępiać się na to.
— Ależ na miłość bozką! — powiedziała mu pewnego razu, gdy wysadzając Olimpkę z powozu, jej zapomniał zupełnie podać rękę, — zaniedbujesz mię pan formalnie dla tej smarkatej. Gdybyśmy tak obie wpadły w wodę, to jestem pewna, żebyś mi najspokojniej pozwolił się topić, bylebyś Olimpkę mógł wyratować.
Mówiła to śmiejąc się — na pół żartem, w którym jednak było trochę prawdy, i urazy.