sem przy niej coś podobnego, karcił ją surowym wzrokiem za to i parę razy ostro jej to potem wymówił.
Ale gdy raz znalazł się przypadkiem sam na sam z Olimpką, przyszła i na niego chwila zapomnienia, pochwycił ją w objęcia i gorący pocałunek wycisnął na jej nieskalanych ustach. Nie odtrąciła go, nie broniła się, tylko przymknęła oczy i zbladła straszliwie. Dopiero po chwili wybuchnęła serdecznym płaczem.
— Olimpko, co ci jest? — dla czego płaczesz?
I, przytuliwszy ją do siebie, chciał znowu pocałować.
— Niech pan tego nie robi — odezwała się błagalnie — bo mi to wielką przykrość sprawia.
— Przykrość? Dla czego?
— Bo to grzech.
— Grzech całować? Jeżeli się kogo kocha, jak ja ciebie, to go się całuje.
— Ale po ślubie.
— Przypomnienie ślubu oblało go, jak zimną wodą. Obudziło się w nim podejrzenie, że może całe postępowanie Olimpki obliczone było na to, aby go złapać na męża. Nie posądzał, żeby ona sama z siebie to robiła. Ale mogła być narzędziem w ręku Natalii i odgrywała rolę, jaką jej kazano.
Przypomniał sobie, że Natalia raz widząc jego nadskakiwania Olimpce, pogroziła mu palcem i rzekła na boku:
— No, no, nie bałamuć mi dziewczyny. Ożenić się z nią pewnie nie zechcesz, a na miłostki ja nie pozwolę.
Strona:PL Michał Bałucki-Doróżkarz nr. 13.djvu/078
Ta strona została uwierzytelniona.