jomej, tak sympatycznej dla niego i wiadomość, że ta osoba przez tyle lat zachowała dla niego niezmienne uczucie. Zdawało mu się to wszystko jakimś snem rozkosznym, z którego budziły go kiedy niekiedy potrącania przechodzących. Właściwie on to rozbijał się o ludzi i potrącał ich, jak pijany, ale nie wiedział o tem. Jemu się zdawało, że to oni tak niezręcznie mijają go i dziwił się, dla czego za to obrzucali go jeszcze surowem spojrzeniem i coś mruczeli pod nosem. Dziwił się, czemu ci ludzie tacy niegrzeczni?
Dopiero w domu oprzytomniał trochę, gdy Marynia spytała go, czy zastał panią profesorową?
Spojrzał na nią, jak człowiek ze snu przebudzony i wtedy dopiero spostrzegł, że w ręku ściskał jakiś papier.
Rozwinął, wyprostował na ręce i przeczytał. Było to pokwitowanie z odbioru zadatku, złożonego za Marynię. Na kwicie było wypisane: Olimpia Śniatecka.
A więc to nie był sen. Więc on rzeczywiście widział Olimpkę! I myślał dalej, jak dużo musiał przebyć kłopotów, aby się dowiedział, że od tylu lat jest kochany miłością wielką, o jakiej nie miał wyobrażenia, aby się zeszedł z tą, która go tyle kochała.
Wiedział, że nie wart tej miłości, że w obecnych warunkach ani mógł marzyć w utrwaleniu tej miłości małżeństwem, bo nie przypuszczał, żeby Olimpka jakkolwiek kochała się w nim, jako w Hulatyńskim, zechciała iść za niego, gdy został prostym doróżkarzem. Ale cieszyło go, iż wie, że jest ktoś na tym świecie, co myśli o nim, że tę osobę będzie widywał i to dość często, odwiedzając Marynię. Cieszyło go, że
Strona:PL Michał Bałucki-Doróżkarz nr. 13.djvu/081
Ta strona została uwierzytelniona.