cieszyć — istna Siostra Miłosierdzia z dobrotliwym uśmiechem na twarzy.
Hulatyński, gdy z lekarstwem, lub proszkiem wchodziła do saloniku, patrzył na nię, jak na jakie nadzwyczajne zjawisko, które radby był, jak najdłużej zostawić przy sobie.
Ulegając jego prośbom, nieraz siadywała wieczorem przy nim i czytywała mu to książki, to gazety, dla rozerwania go. Oka wtedy z niej nie spuszczał, wpatrując się w jej spokojną twarzyczkę, jak w obraz święty. Było mu tak dobrze, że radby był jak najdłużej chorować, aby przeciągnąć ile możności pobyt tutaj. Gdy Olimpki dłuższy czas nie widział, godziny wlokły mn się powoli, nudnie, dopiero z jej wejściem ożywiało się wszystko. Najnudniejsze były ranki, bo wtedy opiekunka jego, zajęta lekcyami, z dziećmi, nie pokazywała się wcale. Jakoż gdy się zjawiała w południe, Hulatyński nie mógł ukryć radości, jaką mu przybycie jej sprawiało.
Raz, gdy weszła do niego później, niż zwykle, bo ją dłużej zatrzymały w kuchni zajęcia gospodarskie, pochwycił ją ucieszony tak gwałtownie za rękę, że filiżanka z rosołem zatrzęsła się i płyn polał się na kołdrę.
Skarciła go, jak dziecko, surowem spojrzeniem za to i chciała odejść, ale on nie puszczając jej ręki, podniósł ją do ust i zaczął całować.
— Panie Walenty, co pan robisz? zastanów się! — zawołała zgorszona, jego znalezieniem się, usiłując wyrwac rękę z rozpalonych jego dłoni, a rumieniec oburzenia zafarbował jej blade oblicze.
Hulatyński nie był w tej chwili panem sie-
Strona:PL Michał Bałucki-Doróżkarz nr. 13.djvu/092
Ta strona została uwierzytelniona.