— Widziałem ją parę razy. Anielskiej to dobroci panienka.
— Masz pan słuszność; jam jej nie wart.
— Jesteś pan młody. Jeszcze masz czas zasłużyć sobie na to szczęście, jakie cię spotyka.
— Tak mi Panie Boże dopomóż!
— A teraz jedźmy.
Anatol chciał koniecznie siąść na kozieł obok swego wybawcy, ale ten żadną miarą nie zgodził się na to.
— Toby zdradziło — mówił — moją tajemnicę, a pan przyrzekłeś mi szanować ją.
Anatol rad nie rad zgodzić się musiał i uczynić zadość życzeniu Hulatyńskiego.
Wrócili do miasta i Hulatyński zawiózł Anatola prosto przed mieszkanie jego narzeczonej. Anatol chciał go koniecznie zabrać z sobą na górę, aby mu sama podziękować mogła za przysługę, jaką im oddał obojgu; ale Hulatyński i na to przystać nie chciał.
— Ona nie powinna wiedzieć o niczem — powiedział. — Czysta jej dusza nie powinna znać tej kałuży, w którą wpadłeś na chwilę. Dziękować nie masz za co; zrobiłem com był powinien. Skorom się sam wydostał z błota, obowiązkiem moim było ratować drugich. Bądź pan zdrów i szczęśliwy!
— Do widzenia! — rzekł Anatol, ściskając serdecznie rękę doróżkarza.
Nie mówił na wiatr: „Do widzenia!“ bo w kilka dni zjawił się w pomieszkaniu Hulatyńskiego. Poczciwy chłopiec nie mógł pogodzić się z myślą, żeby mógł tak na sucho rozstawać się z
Strona:PL Michał Bałucki-Doróżkarz nr. 13.djvu/103
Ta strona została uwierzytelniona.