Strona:PL Michał Bałucki-Polowanie na żonę.djvu/56

Ta strona została uwierzytelniona.

sunek ich inaczej wytłomaczą sobie i ta bajka dojdzie do uszów Pelagii. Pan baron drżał na tę myśl. Więc za jaką bądź cenę chciał przerwać tę niemiłą sytuacyę i silił się na uspokojenie pani radczyni. — Ale napróżno. Widok człowieka, który przyjechał od jej męża, wprawiał ją w takie rozczulenie, że się utulić nie mogła. Obcierąjąc nosek rubinowy batystową chusteczką łkała głośno i co chwila pytała o coś innego.
— I dawnoż się pan widziałeś z nim?
— Przedwczoraj.
— Przedwczoraj — o! jakiś pan szczęśliwy. A ja już czwarty dzień nie oglądałam jego drogiego oblicza. — Tu znowu nastąpił płacz, a po płaczu znowu zapytanie:
— I cóż mówił? co polecił panu?
— Nic, bo, tego — jak się nazywa — czasu nie miał.
— O! niedobry — on mnie już nie kocha.
Łkanie znowu takie przybrało rozmiary, że pan baron uważał za stosowne odłożyć dalszą konferencyą na suchszą porę i skomponowawszy na prędce jakiś ważny interes pożegnał panią radczynię.