tencyą, aby baron poczuł się do obowiązku ziszczenia tych nadziei.
Ale baron ani na krok niepostąpił i z romansem swoim był jeszcze wciąż na pierwszym rozdziale.
Ta obojętność poczęła już roznamiętniać panią radczynię. Ona, co wprzódy gotowała się do walki z pokusami miłości, która wychodząc w las na spacery z baronem, gdzie się spodziewała wyznań jego miłości, brała zawsze ze sobą znaczny zapas frazesów o obowiązkach kobiety i żony; teraz ośmielona coraz więcej nieśmiałością barona, rozgrzana jego chłodem, odrzuciła cały ten zapas frazesów, patetycznych wykrzykników jako niepotrzebny balast i z pełnemi żaglami pędziła na oślep do usuwającej się przed nią bramy westchnień i gruchań i już dość wyraźnie dawała poznać baronowi, że gdyby się odważył, mógłby mieć nadzieję.
Ale baron i teraz nie dorozumiewał się niczego, czy też bał się dorozumieć i romans pani radczyni od pierwszego rozdziału ani o jednę kartkę naprzód nie postąpił, przynajmniej ze strony barona, bo co się tyczy pani radczyni, to u niej miłość nie szła, ale galopowała
Strona:PL Michał Bałucki-Polowanie na żonę.djvu/72
Ta strona została uwierzytelniona.