Pan radca, który przez całą drogę układał twarz do wdzięcznego uśmiechu na powitanie żony, przerażony tym jej upadkiem, odrzucił na bok i uśmiech i torbę podróżną a skoczył do żony, krzycząc, co sił starczyło:
— Ratujcie, moja żona — upadła — chciałem powiedzieć — nie żyje.
Nadbiegła panna Pelagija.
— Có[1] się tu stało? — spytała.
— Co się stało? Patrz! moja żona z radości na mój widok umarła. O ja nieszczęśliwy. Czyż mogłem przypuścić, że miłość jej niewytrzyma tej niespodzianki. Biegnijcie po doktora — po księdza.
Nim ktokolwiek zdecydował się skoczyć po doktora lub księdza, zrozpaczony małżonek zobaczywszy dzban wody przy drzwiach, skoczył co prędzej, chwycił go i jednym zamachem wylał strumień wody na pomalowane oblicze swej połowicy, — kąpiel skutkowała i pani radczyni otworzyła oczy. Ujrzawszy nad sobą twarz męża z rozczochranemi włosami wzdrygnęła się i przymrużywszy znów powieki, wyszeptała drżącemi usty:
— Przebacz! to był pierwszy mój upadek.
- ↑ Błąd w druku; powinno być – Co; lub – Cóż.