Strona:PL Michał Bałucki-Prosto z pensyi.djvu/17

Ta strona została uwierzytelniona.

dzone na wsi. Tu skrzypiał żuraw przy studni, z której czerpano wodę, tam za chatami koło stawów rechotały żaby, odzywały się czajki tak żałośnie, że zapomniała nawet o babci i długo nie odzywała się do niej. Dopiero kiedy minęli kuźnię, w której koło wielkiego ognia kręciło się kilka czarnych postaci, zwróciła się do babci.
— To Stach kowal, prawda? Więc minęliśmy już Przyłęczę. To do Jaworowa niedaleko. O! już ta figura — mówiła, wskazując na figurę przydrożną, która wyraźnie czerniła się na ciemnem tle nieba — gdzieśmy to z panną Ksawerą (była to jej bona) chodziły wieczorem na Anioł Pański. Niezadługo będzie rzeka, a ztamtąd już tylko... O, patrz babuniu, już widać światełko w naszem dworze. Tam dziadunio pewnie niecierpliwi się, że nas tak długo nie widać. O, już rzeka! zawołała ucieszona, usłyszawszy szum i pluskanie wody pod kopytami końskiemi.
Schyliła się z powozu, aby ręką dotknąć wody.
— Janinko, co robisz? spadniesz! — zawołała przestraszona babcia.
— O nie, babuniu! Jaka ciepła woda! Zaraz jutro pójdę się kąpać.
Gdy konie wydostały się z wody i biegły cicho po piasczystej drodze, Janinie coś przyszło nagle do głowy i zawołała na Michała, żeby stanął.
— Cóż to będzie nowego? — spytała babka.
— Niech się tu babcia trochę zatrzyma, żeby turkotu nie usłyszeli we dworze, a ja pobiegnę naprzód, zrobię dziadunowi niespodziankę. To się dopiero zadziwi, jak mnie tak nagle zobaczy.
— Niech chociaż Adaś idzie z tobą; tak ciemno!
— Nie chcę, nie chcę ja sama trafię.
— Ale psy — zauważył Adam.
— Psy mnie znają lepiej niż pana, obejdę się bez obrony — rzekła i frunąwszy, jak spłoszony ptak, zniknęła w ciemności, zanim Adam zdecydował się zejść z kozła.
— Mogą jej psy nie poznać, pobiegnę.