ona nie chciała, nie powinien był wchodzić. Krok taki uważała za ubliżenie sobie i dla tego przez cały czas śniadania nie zwracała na niego żadnej uwagi.
Po śniadaniu Adam wyjechał w pole. Widziała go, jak na kasztanku przedefilował koło okna. Spodziewał się zapewne, że będzie patrzyła na niego i chciał się popisać. To ją także rozgniewało. Uważała to za zarozumiałość z jego strony. Miałaby też na co patrzyć. Bojąc się, żeby i dziadkowie nie posądzili jej o podobne chęci, zapytała z lekceważeniem:
— Długo on tu myśli jeszcze nudzić nas swoją obecnością?
— Niby kto? — spytał dziadek.
— No, ten pan Adam.
— O, już jej tęskno, że odjechał, już się dopytuje o niego — mówił jowialnie staruszek. — Ej, te dziewczęta, te dziewczęta! Jak siedział przy niej, to zdawało się, że go nawet nie uważa, a teraz ledwie odjechał...
— Ależ dziaduniu — zaczęła się tłomaczyć, oburzona do żywego takiem posądzeniem.
— Nie bój się, wróci, wróci przed obiadem.
— Ależ ja nie chcę, nie potrzebuję. Ja się pytam, kiedy on ztąd pojedzie sobie na dobre.
— Może za rok, może później — mówił dziadek tym samym tonem.
— Ej, dziadunio tylko chce mnie draźnić.
— Ależ nie, nie — objaśniła babunia. — Adaś jest u nas na praktyce, uczy się gospodarstwa. Ojciec jego życzył sobie tego.
— Więc on tu ciągle będzie siedział?
— Cóż to, nie kontentaś z tego, że będziesz miała kawalera na zawołanie? U nas tu nie ma ich do zbytku.
— Ależ ja nie chcę, nie potrzebuję żadnego kawalera, — zaprotestowała prawie z płaczem i z taką gwałtownością, że aż dziadek spojrzał na nią zdziwiony.
— A tobie co się stało, dziewczyno?
— Upatrzyła sobie coś do Adasia — objaśniła babka.
Strona:PL Michał Bałucki-Prosto z pensyi.djvu/28
Ta strona została uwierzytelniona.