Panienka przyklęknęła na przedniem siedzeniu, rączkami uczepiwszy się potężnych barów Michała.
— No, jedźmy — zawołała, zachęcając go.
— W imię Ojca i Syna — wio!
I puścił konie do rzeki. Wpadły od razu przy brzegu tak nagle, że woda chlusnęła w górę i obryzgała twarz i ręce Janiny. Furman pobladł: nie spodziewał się takiej głębi. Miał ochotę nawrócić, ale z powodu stromego brzegu i bystro płynącej wody było to niepodobnem. Trzeba więc było brnąć dalej. Najgorzej przebyć do połowy rzekę; potem już była bardzo płytką. Ale właśnie do tej połowy dobić się było trudno, bo konie coraz bardziej zapadały się, Michał nie umiał sobie tego wytłomaczyć. Wiedział, że koło brzegu rzeka była najgłębsza, a tu tymczasem im dalej jedzie, tem powóz bardziej się zanurza. Koniom już woda do połowy zakryła boki. „Co to takiego?” — pytał sam siebie i osłupiałym wzrokiem spojrzał dokoła.
To spojrzenie wytłomaczyło mu wszystko. Zobaczył z przerażeniem, że wikle, przez które suchą nogą przejechali, zaczęły zalewać smętne fale. Zrozumiał, że był to gwałtowny przybór wody z gór. Brudna piana i kawałki drzewa z przerażającą szybkością przesuwały się koło nich.
Janina, nie pojmując całego ogromu niebezpieczeństwa, które jej zagrażało, z pewnem zajęciem przypatrywała się tej wściekłości rozszalałego żywiołu; nie widziała przerażenia malującego się na twarzy wiernego sługi, którego śmiertelna ogarnęła trwoga.
— Dzież się mnie panienko co sił! zawołał ochrypłym głosem i zaczął walić konie batem po grzbiecie.
Jedynie szybkość mogła ich ocalić. Konie z coraz większą trudnością posuwały się, sapiąc i robiąc bokami ze zmęczenia. Woda coraz więcej je zakrywała, aż nareszcie nie mogły już utrzymać się na nogach. Podniosły łby do góry, parskając i usiłowały pływać. W tej chwili powóz przewrócił się, a Michał i Janina wpadli do wody.
Poczciwy sługa puścił lejce, aby ratować panienkę,
Strona:PL Michał Bałucki-Prosto z pensyi.djvu/35
Ta strona została uwierzytelniona.