— Co? za to, że cię ocalił? A ty niewdzięcznico!
— Znowu ją łajesz stary — zaczęła ją bronić babcia, która weszła z dymiącą polewką. — Jak ci nie żal znęcać się nad takiem biedactwem? Masz, posil się i nie uważaj co dziadek gada; ot, zwyczajnie, stary maruda. Niewdzięcznicą cię przezywa. Ciekawam, dla czego niewdzięcznicą?
— Bo nie cierpi Adasia, a przecież jemu winna życie nie komu innemu.
— Nie cierpiała go dawniej, ale teraz...
— Teraz nie cierpię go jeszcze bardziej niż dawniej, nienawidzę go! — mówiła napół z płaczem.
— No, widzisz? słyszysz?
— Ale ona tylko udaje, jak cię kocham, udaje.
Nie udawała jednak. Niecierpiała rzeczywiście teraz Adama więcej może, niż przedtem, nie dla tego, że ją ocalił, ale że musiała być wdzięczną za to. Zawdzięczać życie człowiekowi, którego niecierpiała, któremu robiła niegrzeczności, to było strasznem upokorzeniem dla niej; — rumieniła się ze wstydu i oburzenia na samą myśl, że mu będzie dziękowała. Bo przecież podziękować wypadało. Wolałaby była zapłacić Bóg wie ile jakiemu obcemu człowiekowi za wyratowanie, niż powiedzieć jemu kilka słów dziękczynnych.
To też ile możności oddalała tę okropną chwilę i choć już wieczorem była o tyle silną, że mogłaby była wyjść do kolacyi, nie wyszła, aby go nie spotkać. Na drugi dzień także nie wychodziła całkiem ze swego pokoju, pod pozorem osłabienia. Babcia przyniosła jej do łóżka mocnego bulionu z jajkiem i potrawkę z kurczęcia, a dziadek, choć niby zagniewany na niewdzięcznicę, poszedł sam do piwnicy po butelkę starego wina na wzmocnienie dla wnuczki. O Adasiu oboje staruszkowie nic jakoś nie wspominali, może dlatego, aby nie rozdrażniać osłabionej.
Nareszcie trzeciego dnia zdecydowała się na ten ciężki obowiązek. Chciała go zbyć jak najprędzej, bo jej ciężył na sumieniu. Wyszła więc do obiadu z rezygnacyą, gotowa na to podziękowanie, jak ktoś, co, bojąc się zimnej
Strona:PL Michał Bałucki-Prosto z pensyi.djvu/38
Ta strona została uwierzytelniona.