Strona:PL Michał Bałucki-Prosto z pensyi.djvu/41

Ta strona została uwierzytelniona.



III.


W gruby tom urosłaby ta powiastka, gdybym chciał opisywać wszystko, co robiły i co mówiły Zosia i Janina, gdy się ujrzały po tygodniowej zaledwie rozłące. Dnie były dla nich zakrótkie, nie mogły się nagadać dowoli; to też nocami wysiadywała jedna drugiej na łóżku i nieraz tak się nagadały, iż dopiero bielejące od wschodu niebo przypominało im, że trzeba iść spać. To, co w klasztorze mówiły, to się nie liczyło, bo naprzód nie mogły tam nigdy długo rozmawiać ze sobą, a powtóre argusowe oczy ochmistrzyni ciężyły na nich i odbierały im swobodę. Ale tu nic ich nie krępowało, nikt ich nie pilnował, mogły nagadać się do woli, o czem tylko rzewnie chciały.
Zosia opowiadała co się działo w klasztorze po wyjeździe Janiny, kiedy która z koleżanek opuszczała klasztor, przytaczała wszystkie towarzyszące temu okoliczności. Opowiadała jej potem o swojej Ukrainie, o przyjemnościach, jakie ją czekały w domu, i o najbliższych sąsiedztwach. Najwięcej jednak do mówienia miała Janina, bo tu na wsi, gdzie przebyła dziecinne lata, każdy przedmiot nastręczał jej wspomnienia, z któremi chciała podzielić się ze swoją przyjaciółką. Tu z tej jabłoni spadła raz, gdy miała sześć