Strona:PL Michał Bałucki-Prosto z pensyi.djvu/50

Ta strona została uwierzytelniona.

szkania pustelnika. Był to maleńki drewniany domek bluszczem i powojami tak zakryty, że wyglądał jak altanka, tyłem oparty o skałę, na której stoi krzyż, odbijający czarnemi ramionami na tle zieloności lasów i błękitu nieba. Tam było miejsce modlitwy pustelnika.
Nie był to pustelnik w rodzaju średniowiecznych ascetów; może jakaś burza w życiu wyrzuciła go ze społeczeństwa, może zamiłowanie natury zapędziło go tutaj. Był cichy i małomówny; ale nie stronił od ludzi i bywał po kweście w okolicznych dworach. Adama i Janinę znał jeszcze dziećmi.
Starzy rozpoczęli z nim pogawędkę, a młodzi poszli na skały zbierać kwiaty. Janinę drażniło to jednak, że Zosia zanadto była uprzejmą dla Adama, ciągle trzymając się przy nim; zostawiła ich więc, żeby się dowoli nacieszyli sobą, a sama wróciła do starszych. Pustelnik spostrzegł jej kwaśny humor.
— Jakoś narzeczony się sprzeniewierza — odezwał się żartobliwie.
Tego już było zanadto dla rozdraźnionej kapryśnicy. Odeszła zadąsana na bok i zaczęła płakać. Pierwsza babka to spostrzegła i podeszła do niej.
— A ty czego płaczesz Janinko? co ci się stało?
— Nie potrzebuję, żeby mnie prześladowano wciąż tym narzeczonym, bo ja go nie chcę!
— Ależ nie bądźże dzieckiem, przecież to tylko żarty — uspokoiła ją babka.
Janinka jednak mimo to nie mogła się powstrzymać od płaczu; nerwowe rozdraźnienie, którego doznawała przez cały dzień, spowodowało ten wybuch spazmatyczny. Nie miała siły powstrzymać się od tego, jakkolwiek starała się zapanować nad sobą, choćby dla tego, żeby nie poznano jej, że płakała. Rozgrzewała co tchu chuchaniem w chusteczkę i osuszała nią oczy. Mimo to Zosia, wróciwszy z pękiem kwiatów, poznała to teraz i zaniepokojona spytała, co się jej stało.
— Głowa mnie rozbolała tak boleśnie, że nie do wytrzymania.