— Zrobię ci kompresik, to ci ulży.
Złożyła w kilkoro chusteczkę, zmaczała w poblizkiem źródełku i obwiązała czoło przyjaciółce. Janina musiała przyjmować te oznaki troskliwości, aby się nie zdradzić. Pozwalała sobie kłaść zimne okłady na głowę, choć właściwie bardziej serduszko tego potrzebowało.
Po jakimś czasie wrócił znowu i Adam. Trzymał w ręku bukiecik leśnych kwiatów, bardzo artystycznie ułożony. Miał widocznie ochotę oddać je Janince, ale zobaczywszy ją cierpiącą, spuścił na dół rękę, w której trzymał bukiet i zapytał ją troskliwie:
— Co to kuzynce?
— Głowa mnie rozbolała, ale mi już lepiej — odrzekła, nie patrząc na niego.
Po podwieczorku, który trwał dosyć długo, a w którym i pustelnik brał udział, towarzystwo zebrało się do powrotu. Różek księżyca już pokazał się na niebie, kiedy doszli do powozów. Podzielono się teraz w ten sposób, że dziadunio zabrał Zosię do siebie, żeby, jak mówił, było im weselej przez drogę, a Adama zostawił przy żonie swojej i Janinie dla bezpieczeństwa.
Wieczór był piękny, ciepły. Cisza, jak panowała wśród lasu, zapach żywiczny świerków, tajemnicze cienie, dziwnie miękkie, łagodnie usposobiły nerwową panienkę i rozmarzyły jej główkę.
Nie śmiała podnieść oczu na Adama, siedzącego naprzeciw niej, bo czuła że wzrok jego spoczywa na niej i dziwna rzecz, nietylko jej to nie gniewało, ale doznawała jakiegoś rozkosznego wrażenia. Raz, kiedy powóz silniej się zakołysał, z przestrachu chwyciła się jego ręki. Zatrzymał ją dłużej, niż tego wymagało chwilowe niebezpieczeństwo, a kiedy wróciła do dawnej pozycyi, ze zdziwieniem spostrzegła, że bukiecik Adama znalazł się w jej ręku. Jak się to stało i kiedy, nie mogła sobie wytłumaczyć. Mimowiednie podniosła go w górę, aby powąchać. Potem zaczęli coś mówić o piękności wieczoru i jeszcze o czemś — ale o czem, tego sobie nigdy przypomnieć nie mogła;
Strona:PL Michał Bałucki-Prosto z pensyi.djvu/51
Ta strona została uwierzytelniona.