panina była nieznośna. W sobotę wrócił Stach z bani, ale sam. Na zapytanie nasze, gdzie podział starego Bartłomieja, spojrzał na nas zdziwiony i odrzekł, że Bartłomiej nie był z nim wcale w bani, że zaraz z karczmy, gdzie się byli schronili przed burzą, pożegnał go, mówiąc, że wróci do domu, bo się czuje niezdrów.
— I nie był odtąd w domu? — spytał Stach.
— Nie był wcale — odrzekła Tereska.
— Może gdzie w drodze zachorował starowina? — rzekłem zaniepokojony.
Jędrek potrząsnął na to głową z niedowierzaniem.
— Toby go był kto widział — rzekł. — To nie to. Ja już się domyślam, gdzie tatuś poszli.
— No, gdzież?
— Za pieniędzmi. Rano tego dnia, kiedy miał iść do bani, opowiadał mi, że mu się śniło, iż w Kościeliskach widział nad zbójecką jamą duży ogień, jakby się pieniądze paliły. Tatuś mówił mi wtedy, że to dobry sen, że to znak, aby tam szukał; a jemu właśnie nigdy jeszcze nie padło na myśl szukać tam pieniędzy. Pewnie tam poszedł.
— I nie znajdzie — rzekł Stach — a w bani byłby zarobił z parę papierków. Ot, ja zarobiłem z pomocą boską tyle.
I pokazał dwa guldeny i coś drobnych.
— To lepsze, niż wasze zaklęte pieniądze, bo djabeł nie ma nic do nich.
— Masz słusznie Stachu — rzekłem klepiąc go po ramieniu.
Podobał mi się bardzo rozsądek tego młodego gó-
Strona:PL Michał Bałucki-Zaklęte pieniądze.djvu/42
Ta strona została uwierzytelniona.