niéj trudny i męczący. Tutaj uśmiechnięta, powabna, wesoła i przystępna. Tam podziwiamy siłę — tu zachwycamy się urokami. Wyobraźcie sobie, że góra pękła i rozpadła się w wąwóz czarowny, w fantastyczne skały naśladujące zwierzęta, zamki, wieże, kazalnice i stoły; ubierzcie każdy załom skały, każdą szczelinę w mchy wilgotne, w pachnące gwoździki, w świerki spinające się jedne nad drugie; wystawcie sobie spodem takiego wąwozu płynący po kolorowych granitach, szumiący, przejrzysty jak kryształ potok — a będziecie mieli Kościeliska. — Ściany tego wysokiego wąwozu, świecące tu i owdzie srebrnym łyszczykiem, mogły bujnéj wyobraźni podszepnąć rzeczywiście myśl o skarbach zaklętych w tych górach. Jędrek nie byl[1] także wolny od tego złudzenia, i z trudem mógłem mu wytłumaczyć, że tak nie jest.
Wjazd do wąwozu kościeliskiego jest niemniej powabny. Wózek minąwszy naturalną bramę, utworzoną przez zbliżone ściany góry, jedzie jakby po dywanie przez kościeliską polanę, ożywioną licznemi szałasami, otoczoną lasami, które amfiteatralnie wznoszą się naokoło.
Zanim wejdziemy w sam wąwóz, muszę zwrócić uwagę waszą na dwie osobliwości.
Jedną jest popielata skała, stojąca u samego wjazdu do doliny kościeliskiéj. Składa się ona cała jakby z kamiennych ziarnek jęczmienia, i dlatego lud nazywa ją jarcem. Te ziarnka są to w istocie skamieniałe skorupy ślimaczków. Więcéj takich skamieniałości spotykamy na drodze do Kościelisk i w okolicy Lidźmierza, co jasno pokazuje, że kiedyś Nowotarska dolina była łożyskiem ogromnego morza, którego bałwany rozbijały się o ta-
- ↑ Błąd w druku; powinno być – był.