a czubaty wierzch Krywania, niby głowa cukru, okazuje się oczom.
Z Zawratu spuściliśmy się na dół. Tu droga była trochę przykra, bo trzeba było skakać ciągle po kamieniach. Szczęściem, że kamienie te są pokryte żółtym mchem, który powierzchnię ich robi chropowatą i można posuwać się bez obawy poślizgnięcia lub upadku. Tak okrążyliśmy jeden staw, którego objętość mierzona nogami pokazała się kilkakroć większa, niż się oczom zdawało. — Staw ten oświecony słońcem, wyglądał jak roztopiony szafir i szmaragd, bo i zielony i niebieski miał kolor. Lekki wiatr marszczył gładką powierzchnię jego w kryształowe karby, a słońce po tych karbach rzucało złote, migotliwe blaski. Koło szałasu „pięciu stawów“ nie długośmy się zatrzymali. Jestto najnędzniejszy, najposępniejszy szałas w Tatrach, bez zielonéj polany, bez drzew i krzaków, schowany wśród nagich głazów. I pasterze tego szałasu są więcéj ponurzy, dzicy, — zuchwali i mniéj gościnni. Mówią nawet, że niektórzy z nich nie dość uczciwem trudnią się rzemiosłem.
Za tym szałasem ciągnie się drugi staw nazywany „wielkim“ mający koło 60 morgów powierzchni. Z niego wypływa wodospad Siklawa. Nie może on iść w porównanie z zagranicznemi wodospadami, ale w mokre lata jest dość duży, a masa wody rozpryskującéj się po kamieniach w białą pianę i pędzącéj po nagiéj skale w przepaść z szumem i hałasem, sprawia wielkie wrażenie. — Do tego wodospadu dochodzą zwykle osoby, które nie przez Zawrat piechotą, ale na wózkach wybierają się do morskiego oka. — Trzeba w takim razie robić duże koło,
Strona:PL Michał Bałucki-Zaklęte pieniądze.djvu/62
Ta strona została uwierzytelniona.