Strona:PL Michał Bałucki - Ciepła wdówka.djvu/012

Ta strona została uwierzytelniona.

Antoś. Nie żółć się łaskawco po próżnicy, bo ja i tak tego gęsiego trunku nie używam.
Zupkiewicz. Wolno jasnemu panu pić albo nie pić, jak się podoba, ale u mnie każdy gość musi być obsłużony, jak się należy, bo ja moich gości za durniów mieć nie mogę. (Do kelnera): Idź mi zaraz przynieść świeżej wody dla jasnego pana — prosto ze studni, rozumiesz? Tylko raz — dwa. (Po odejściu kelnera biorąc filiżankę z rąk Antosia, który właśnie chciał nalewać kawę): Przepraszam, ale muszę zobaczyć, czy ten gałgan wytarł jak się należy. (Zagląda w głąb filiżanki): A co? nie powiedziałem? kurzu na palec. (Wyciera obrusem i stawia).
Antoś (z uśmiechem): A to piła! (Głośno): Panie Zupkiewicz!
Zupkiewicz. Proszę!
Antoś. Czy pan wszystkich swoich gości w ten sposób obsługuje?
Zupkiewicz: Wszystkich bez wyjątku, bo u mnie każdy pan za swoje pieniądze.
Antoś. I mimo to chodzą do pana?
Zupkiewicz (urażony i zdziwiony): Jakto, czy chodzą? A gdzież mają chodzić, skoro w całym zakładzie ta jedna tylko jest restauracja?
Antoś. A, to znowu inna historja!
Zupkiewicz (na stronie): Głupiec i idjota! I bądź tu usłużnym dla takich. (Zmienia nagle ton): Sługa! służka pana barona dobrodzieja! (Podbiega, podaje stołek przy stoliku na prawo i strzepuje obrus).