Antoś. A może ty, ojczulku, tylko przez zazdrość tak ją na czarno smarujesz?
Doktor. Zobaczysz sam, to się przekonasz. Ona tu niezadługo przyjdzie.
Antoś. Tutaj.
Doktor. Tak; jada tu zwykle śniadania o tej porze. Za chwilę zjawi się tutaj z całą czeredą swoich adoratorów.
Antoś. To muszę się ogarnąć jako tako, żeby się jej po ludzku zaprezentować.
Doktor. A gdzie masz swoje rzeczy?
Antoś. Zaniesiono mi je prosto z poczty do jakiegoś hotelu pod „Sępem“ czy pod „Sową“.
Doktor. Jakto? Chciałbyś mieszkać w hotelu?
Antoś. A gdzieżby?
Doktor. Dałbym ja ci, gdybyś się odważył zrobić coś podobnego! A toby było ładnie, żeby syn mojego najlepszego przyjaciela, mój chrześniak, poniewierał się po hotelach.
Antoś. Ale bo ...
Doktor. Niema żadnego ale. Zabieram cię do siebie i basta. (Do kelnera): Pokażno temu panu moje mieszkanie i każ tam przynieść jego rzeczy z hotelu.
Kelner. Dobrze, panie doktorze.
Doktor (całuje Antosia w czoło): No idź kochasiu, a raczej wracaj prędko. Czekamy tu na ciebie. (Odprowadza go na prawo. Kelner wychodzi za Antosiem).
Strona:PL Michał Bałucki - Ciepła wdówka.djvu/021
Ta strona została uwierzytelniona.